No i ja w końcu wśród żywych po wyprawie do Mogilna
Miałem w robocie ciśnienie po godzinkach aby teściowej wystrugać parę mebelków i jak wracałem to zaraz do wyrka.
A więc tak : wyprawa za.....ista. Tylko trochę daleko, ale był czas na browarki.
Na miejscu był problem dokupić gorzałki do kompletu, więc zebrało się trochę flaszek - ale każda w innym kolorze i smaku - odpowiednio do ilości spożywających.
Na miejscu - super gościna u Grzesia w jego warsztacie nad pozostałościami exa.
Kojot rozszabrował 2 pary drzwi, ja też z nich uszczknąłem, potem uszczknąłem trochę z pasa przedniego i reflektorów, potem z deski rozdzielczej, potem z ramy (zderzak tylny) no a na koniec kupiłem to po co pojechałem - piasty.
Z racji takich gratisów jeszcze raz wielkie dzięki dla Grzesia .
Grześ - nie podpalajcie już tego warsztatu bo jest super u was.
Droga powrotna - trochę smutniej bo ja pomimo że dzień wcześniej w piątek "łoiłem oporowo do oporu, to panowie mi się posneli i traskę spędzili w objęciach Morfeusza.
Kudłaty odstawiony do domku, razem z tym przeklętym całym tylnym mostem co mi lewe ucho obijał, a kojot oprzytomniał aby razem z Iwonką do nas zawitać prawie o 1:30 w nocy.
Było fajnie , szkoda tylko że nie całą ekipą zawitaliśmy.
Jeszcze raz wielkie dzięki dla Kojota za wycieczkę, dla Iwony za kierownictwo i cierpliwość, Qudlatego za całokształt i Grześka za cały plecak gratisów.
Grześ zaprasza wiosnę na rajd, a potem......... altankę ma zarąbistą.
Co do fotek to mam jedną przy "camaro", jedną z widocznym całym bufetem w warsztacie, a te pozostałe to Kojot, ani Qdlaty - raczej byście nie chcieli publikacji.