widzisz bo to jest tak, że gdzie duży chłopiec pojedzie to zaraz za nim jedzie drugi co myśli, że też potrafi...
na trzecim zdjęciu widać moją brykę... ja prowadziłem, za mną jechał właśnie ten szeroki - nówka! żony samochód, leasing... mówię wam, totalnie zero przeróbek no i on myślał, że może też przejechać tam gdzie ja choć mówiłem mu żeby dziurę ominął... no ale koniec końców jak już postawił Jeepa dęba (pierwsza fotka) to zamiast wycofać to on do przodu... to ja zawróciłem i chciałem go wyciągnąć i okazało się, że nie ma za co chwycić z przodu... gostek co jechał za nim CJ7 uwiązał swoją linę (jakiś chiński badziew) raz szarpnął i po linie, uwiązaliśmy więc moją i wyrwaliśmy go z tej dziury ale miał już wodę w zegarach nie mówiąc o bagażniku i........ silniku. Wykręcanie świec, pompowanie przez słomkę wody z kolektora dolotowego... odpalił ale już to nie to samo auto.
To był Jeep nawiedzony... światła się same zapalały i gasły, radio to samo... dokuśtykał jakoś do Chicago i traf chciał, że tego samego dnia potężna ulewa zalała miasto... woda pod wiaduktami, w piwnicach... więc gostek karcherem wymył wszystkie błoto i zgłosił do ubezpieczenia, że utknął pod wiaduktem - kupili to i za parę dni jeździł już znowu nowy Jeepem.
Także moral jest taki - nigdy nie jedź z teren sam, autem nie przystosowanym a jeśli już jedziesz takim autem to nie próbuj zgrywać mucho bo to najczęściej źle się kończy.
sorry za tak długą opowieśc ale chyba warto było.
