2009-06-15, 15:16
a oto moje wypociny.
Zrobiłam sobie kawkę, usiadłam na trawkę i taką oto opowieść snuć zaczęłam….
Biało wszędzie, zimno wszędzie, ale dziać się znowu będzie no i………………………….się działo łącznie 14 Explorerów nad Srebrny Potok się zjechało. Panny, żony i ……… zabrali ze sobą mężni Panowie na razie jeszcze nie posłowie, może kiedyś , no ale do rzeczy.
W Sudetach jeśli ktoś nie wie gdzie to jest to informuję, że na południu Polski 600 km od Gdańska, spotkaliśmy się po raz VI na zlocie Expolrer Club Polska (.com) . Ośrodek Wypoczynkowy Srebrny Potok ukryty z dala od szumu codzienności przywitał już w środę (25.02.2009) pierwszych gości (Łucja, Wojtek i przychówek). Pozostali w czwartek (26.02.2009) nadjechali i wieczorem tak wszyscy wydumali, że kolacja wspólna by się przydała. Co każdy miał w zanadrzu wyłożył na stół, a Kobiety do pracy się zabrały i stos kanapek naszykowały. Mielonki, szynki, sery i ryby wnet w naszych wygłodniałych żołądkach skończyły.
W piątek (27.02.2009) po naradzie ( nie wojennej na szczęście) pojechaliśmy zwiedzać cudowne południa zakątki miasta, miasteczka i wioseczki oj zmoczyłam sobie ja buteczki. Wycieczkę krajoznawczą do Czech również odbyliśmy i Adrszpassko Teplickie skały zobaczyliśmy. Głodni i zmarznięci z lekka udaliśmy się do czeskiej knajpki, by pojeść pepickie potrawki. Tutaj mnie kelner zdenerwował, bo się brzydko zachował. W drodze powrotnej będąc blisko granicy postanowiliśmy wydać ostatnie Korony i kupić ichni napój złoty innych alkoholi i słodyczy nie żałować i kto bogaty „dawaj”…. kupował. Wracając do miejsca noclegu zaporę wodną chcieliśmy obejrzeć , ale pokonał nas Adam Małysz, który w tej chwili swoje skoki oddawał i pan kierownik zapory powiedział sorry. I tak po przejściu ….nastu metrów w śniegu po kolana, dodam że byłam już skonana, wróciliśmy do aut i pojechaliśmy na kolację. Pewnie będę miała rację, że większość myślała tylko o tym by najeść się do syta.
A po kolacji……….
Jak tradycja naszych zlotów każe znalazła się grupa twardzieli, którzy do białego rana przy trunkach licznych siedzieli. Wymienię ich tu ku przestrodze co by organizator następnego zbiegowiska wiedział co go czeka. No to po kolei ci co w nocy siedzieli: Hamme, Rad-T, Andi tzn Andżelika, Joss, Łysy, Kama i mika.
W sobotę po śniadaniu podzieliliśmy się na dwie grupy. I turystyk nazwana została i pewnie wiecie co to oznacza. II natomiast offroad w zaśnieżonym lesie uprawić zaczęła i extreem przydomek uzyskała.
Ponieważ członkinią tej drugiej byłam piszę co zauważyłam. Kolumna kilku napaleńców pod przewodnictwem (no zgadnijcie kogo?..................) tak tak Hamme (go) i Rad-T do lasu wjechała i przez ……… 4 godziny może 1 km przejechała. A to co się działo w tym czasie Joss, Andi i Łucja na filmach wam pokażą co byście nie myśleli, że było tam łatwo i że śnieg pokonał twardzieli. Po 4 godzinach walki z puchem białym zobaczyć tajemniczy tunel kolejowy tym z extreem się zachciało. Po pas w śniegu drogę do tunelu pokonaliśmy. Podziw się należy dla odwagi naszych pociech (Amelka, Alek, Dagi) bo dorównywały nam krokiem. Kto nas nie widział po powrocie nie uwierzy zapewne, że byliśmy mokrzy tak bardzo, że z naszych ubrań stróżki wody leciały gdyśmy je wykręcali.
Kolejnym etapem była świnka pieczona suto jabłuszkami, złotym i białym napojem okraszona. Gdy już podjedliśmy i popiliśmy większością na pokoje się udaliśmy. Już wcześniej wymieniona grupa niestrudzona znów do rana balowała i na niedzielne śniadanie ciężko wstawała.
Zwarci i gotowi do dalszej niedzielnej drogi (powrotnej do domów) postanowiliśmy jeszcze zobaczyć Sowie Góry i na krajobraz popatrzeć z góry. Jednak nie wszystkim to się udało , bo 4x4 posłuszeństwa odmawiało. Około 14 pożegnać się nam przyszło. My jednak tzn. mika, ja i Dagi w towarzystwie, Łysego, Kamy, Kaspra3211, Kaspra3211syna i Krysi Włodarza zwiedziliśmy . Tu podziękowania dla Krzysztofa przewodnika, który po jeziorku z nami popływał i pięknie zgadywał. Niektórzy się tutaj tak zasiedzieli (Kama i Łysy), że dopiero w poniedziałek do domu wyruszyli.
Na śmierć bym zapomniała, że bez „incydentów” się nie obeszło, gdy Łysy zjechał do rowu, a raczej rowika co by nie uszkodzić „pięknego” Audika. Na szczęście był z nami Wojtek- Hamme, który Marcina musiał ratować i Explo z rowu weksmitować. Ponieważ wszystkiego opisać się nie da – miejsca by nie starczyło, dowodem na moje słowa niech będą zdjęcia i filmy przez uczestników zrobione. Wspomnień kupa jak stos naszych (pysznych) kanapek, a, że bajka nie może być za długa to dlatego ją w tym momencie kończę i nie pozostaje mi nic innego jak odliczanie czasu do zlotu następnego.
Pozdrawiam tych którym się to spodoba i tych którzy pokręcą na to noskiem.
Sarela
[ Dodano: 2009-06-15, 15:17 ]
HUBI zdjęcia wybierz sam bo masz smykałkę fotograficzną.
Ostatnio zmieniony 2009-06-15, 15:17 przez sarelka, łącznie zmieniany 1 raz.