Nie mogłem się zalogować i już myślałem, że mnie usunięto jako martwą duszę.
Minęło pół roku jak zabiłem moją dwójkę na śmierć. W tym czasie zdążyłem się przesiąść na black edition z 2000 roku. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie splot kolejno następujących po sobie zdarzeń.
Najpierw zgłupiał silnik. Zaczął chodzić jak sieczkarnia i rzygać z rury benzyną (lub gazem - w zależności od tego na czym jechałem). Miałem wrażenie, że któryś cylinder padł. Wymieniłem świece i przewody. Bez efektu. Po dokładnym sprawdzeniu i uszczelnieniu przewodów gazowych przestał tryskać paliwem z rury ale nadal chodził kulawo. Odłączyłem przepływomierz powietrza. Na bezynie się poprawiło, choć wolne obroty skoczyły na 1500. Na gazie nie chce gadać wcale. Wymiana przepływomierza nic nie dała. Po kilku dniach padła skrzynia biegów. Podczas jazdy pod obciążeniem (laweta ze starym exem) na podjeździe zaczęło się ślizgać sprzęgło, gotować olej w skrzyni i mrugać kontrolka. Czy ktoś kuma co tu jest grane?
Jeszcze jedno. Pomyślałem, że może padł komputer. To nie problem. Mam drugi ale nie mogę sobie poradzić ze zdjęciem z niego obudowy. Może jakaś wskazówka?
Dziękuję z góry
