chyba jednak jeszcze nie pora na spanie
próbowałem, ale zielona herbata i redbull za mocno działają
Tradycyjnie można rzec spotkaliśmy się w Piasecznie na stacji, skąd kolumną pojechaliśmy w kierunku Sobolewa. Odprawa, naklejki, roadbook, fotokonkurs - a do tego przepiękna pogoda i słoneczko - nic nie zapowiadało takiego pogromu

Po podzieleniu na grupy, z orgiem w roli przewodnika ruszamy na pierwszą próbę sportową - oes w piaskownicy. Krótka instrukcja którędy wiedzie trasa i pierwszy startuje Bondek. Robi pętle zgodnie z wytycznymi i pokonuje go podjazd, zresztą od początku było widać, że nie jedno auto na nim polegnie. Ale okazuje się, że Exik Bondka traci moc, jakby w ogóle nie miał ochoty po tym piasku jeździć. Wjechałem więc, żeby Bondkowi pomóc kinetykiem, parę szarpnięć, kilka przepięć i już byliśmy w "bezpiecznym" miejscu, teraz wystarczyło pod górkę wyjechać na drogę leśną i ruszyć na start. Jedyneczka, reduktor, pod górkę i wiszę, ale trakcja jest, więc tył, znowu przód, znowu tył i w pewnym momencie tył już kopie w powietrzu - no tak pewnie wiszę na mostach, ale w między czasie coś jeszcze chrupnęło. Przybiegają chłopaki i okazuje się że prawe koło postanowiło iść swoją drogą

i uwolniło się z dolnego sworznia. Wyglądało to dość nieciekawie - pierwsze oględziny, hilift i zdejmujemy koło, wyprawowy mechanik Qubi dzielnie wspierał mnie w działaniach. Sworzeń zapasowy leżał w skrzynce (po Grecji w skrzynce mam sworzeń, drążek, końcówkę drążka i parę innych "drobiazgów" na wymianę), więc sama wymiana raczej nie była problemem, niepokoiła mnie mocno wyszarpnięta półośka, która jednak niestety nie wypięła się z mostu a jedynie z pierwszego wewnętrznego przegubu

Po zdjęciu wszystkiego i rozebraniu półośki - mogiła, kamienie wysypane, igiełki wszędzie, kaplica, składamy co się da do kupy wydłubując igiełki, byle olej z mostu nie leciał i jakoś dokulać się do domu. W międzyczasie zmieniamy sworzeń i składamy syfa do kupy. Wielkie dzięki Qubi za pomoc, poszło dzięki temu szybko i sprawnie (a przynajmniej nam dwóm się tak wydawało

)
Zostało jeszcze wydłubać się z rowu wykopanego kołami i auto już jeździ, postanawiamy w takim razie zrobić roadbook do końca, bez zaliczania prób (przód odłączony, żeby nie zakatować resztek półosi, żeby jeszcze na kołach dojechać do domu). W międzyczasie Exik Bondka też robi fochy

i niezmiennie świeci kontrolką od 4x4LOW, a czasem overdrivem. Dojeżdzamy do pierwszych pieczątek - bagienko. Na pierwszy ogień poszedł Qubi Jeepem, wszedł, podbił ale do wyjazdu potrzebne już były kinetyki, następny pojechał Rafał, podbił pieczątkę i bagienko skutecznie go wessało. Na tyle skutecznie, że pogrążył też ekipę ratunkową - Qubiego

a naprężony kinetyk połączył na stałe dwa auta

Dopiero patrole z kolejnymi kinetykami rozłączyły ich skutecznie, wyciągając z bagna.
W między czasie Tomek również atakował bagienko, szło bardzo dobrze - tak zwana prawie pieczątka

trakcja prawie do końca była zachowana, ale pieniek i coraz większe koleiny nie dały dojechać do końca, sprawę zakończyły dwie suzy z blokadami ryjąc wszystko na amen

Kolejne kilometry roadbooka doprowadzają nas do pieczątek w lasku - jedna w bagnie, druga fajna techniczna z trawersem i mini wąwozem. Chłopaki dzielnie walczyli na wykrzyżach i trawersach, wyciskając z autek wszystkie dostępne kąty przechyłu, wykrzyżu i skrętu

ale pieczątki zdobyte.
Kolejne drogi i tym razem mamy pieczątkę w bagienku, z pozoru banalna i łatwo dostępna okazuje się wklejką do klamek

a beżowe wnętrze zamienia się w czekoladowe

oj Qubi czeka Cie pranie

W tym samym czasie druga część ekipy podbija już pieczątki sędziowane w rzeczce, potem dołączamy i reszta również zalicza je bezproblemowo.
Na koniec trasy szybka próba oes czasowa i zmęczeni i wygłodniali (kiełbaski not included

) postanawiamy ruszyć w kierunku domów. Niestety półośka nie pozwalała na większą prędkość jak 60 a później 50 kmh więc mieliśmy trasę widokową
Dziękuje wszystkim za bardzo mile spędzony czas, cierpliwość i pomoc przy składaniu auta w jako tako jeżdżącą całość, bardzo ambitne i przede wszystkim skuteczne podchodzenie do pieczątek, oraz późniejszą asystę w drodze powrotnej.
Miłym akcentem podsumowującym była porcyjka sushi i zielona herbatka, chwila odstresowania i relaksu przed jutrzejszym dłubaniem w aucie
Do zobaczenia na kolejnej "lajtowej"

imprezce
Remont SOHC in progress... the end...
...Cars don't talk back they're just four wheeled friends now...